Wbrew pozorom, a może nawet samej nazwie, poprawne smarowanie nart nie jest czynnością szczególnie prostą, a już z pewnością zabiera sporo czasu. Poza tym wypada mieć odpowiednią wiedzę na temat budowy ślizgów, powierzchni pracujących, jak i odpowiednich kątów krawędzi. Wszystko po to, by smarując deski wiedzieć jednocześnie, po co się to robi. Dla początkujących kwestia odpowiedniego smarowania schodzi zdecydowanie na drugi plan. Wszystko im jedno czy nakładać preparaty na zimno, czy na gorąco. W sumie i tak jakoś się zsuwają po stoku. Dopiero w miarę nabierania doświadczenia narciarz lub snowboardzista jest w stanie zauważyć różnice osiągów swoich desek w odniesieniu do stosowanych technik między innymi smarowania.
Smarowanie, w jakim celu?
Ktoś nieobeznany stwierdzi, że smarowanie ma służyć jedynie poprawie ślizgu narty. Nie do końca jest to prawdą. Elementy pracujące narty w czasie zjazdu, mają czynny kontakt z podłożem, jakim jest lód lub śnieg, które w znacznym powiększeniu ukazują swoją kryształkową strukturę, przypominając maleńkie szklane kamyczki. Posługując się obrazowym przykładem, można wyobrazić sobie, co się dzieje ze skórą motocyklisty po kontakcie ze żwirem po nagłym upadku. Podobne skutki, chociaż w odpowiednich proporcjach dotykają także nartę lub snowboard. Innymi słowy, smarowanie ma celu ochronę sprzętu, spowalniając jego zużycie. Dopiero zabezpieczywszy narty, można z czystym sumieniem skupić się na szybkości, lub braku jej utraty w przypadku wypłaszczenia stoku. Widok praktykanta narciarskiego, który nagle, bez żadnej przyczyny zatrzymuje się pośrodku oślej łączki, jest właśnie efektem takiego roztargnienia. Z tego samego powodu, nie jest obojętne czy smarujemy ślizgi na ciepło, czy też na zimno.
- Cele smarowania:
- Ochrona ślizgów;
- Poprawa poślizgu;
- Poprawa skrętności.
W tym miejscu dochodzimy do punktu, w którym użytkownik desek decyduje, czy wykonać smarowanie ręcznie, we własnym zakresie, czy też skorzystać z usług profesjonalnego serwisu narciarskiego. Wypada zatem wspomnieć kilka słów o tym, czym różnią się te dwie metody.
Smarowanie na gorąco żelazkiem.
Najbardziej czasochłonny sposób smarowania, lecz także uważany za najtrwalszy. Temperatura jest czynnikiem ułatwiającym wniknięcie smaru w strukturę materiału. Kostka smaru po podgrzaniu specjalnym żelazkiem daje się swobodnie rozprowadzić po powierzchni narty. Przy braku doświadczenia łatwo jest przypalić spody i krawędzie deski. Nadmiar smaru należy usunąć, a następnie gładź dokładnie wyszczotkować.
Smarowanie na zimno płynami lub kostką.
Za pomocą aplikatorów rozcieńczony smar rozprowadza się po powierzchni ślizgu. Podobnie w przypadku kostek smarowych. Substancja rozcieńczająca po kilku minutach ulega odparowaniu, pozostawiając smar na narcie, który należy dokładnie wetrzeć. Tego typu metoda niestety nie jest zbyt trwała, należy ją potraktować jako działanie doraźne.
Smarowanie maszynowe.
Tego typu usługa dostępna jest ze względów zrozumiałych jedynie w serwisie narciarskim, o jaki nietrudno w większych miastach np. Warszawa, Wrocław itp. Specjalistyczne urządzenie za pomocą wirujących szczotek jest w stanie w pierwszym rzędzie otworzyć pory ślizgu i wprowadzić smar po to, by w kolejnym kroku wypolerować powierzchnię, zamykając pory. Dzięki tej technologi substancja smarująca dostaje się do wewnątrz struktury materiału, z jakiego wyprodukowano deskę. Jest to bez wątpienia najszybsza z przedstawionych metod i wystarczająco skuteczna z punktu widzenia zarówno ochrony sprzętu, jak i osiągów na nim uzyskiwanych.
Oczywiście opinii na temat przedstawionych zabiegów znajdzie się tyle, ilu jest narciarzy, jednak metoda maszynowa wydaje się najbezpieczniejsza, zwłaszcza w przypadku początkujących narciarzy i im szczególnie polecana.